sobota, 21 lipca 2007

Ciekawostki

Nic nie piszę, bo nic się nie dzieje. Od poniedziałku do piątku siedzę w Thistle (to firma, w której przyszło mi pracować). Wstaje rano o 5.45, idę do pracy na 7.00. Potem tea time o 10.00, lunch time o 12.30, tea time o 15.00, bez overtime'ów kończę o 16.30, więc wliczając zakupy w Lidlu jestem w domu o 17.30. Po odgrzanym obiedzie idę spać i następnego dnia to samo. W zasadzie to czuję się jakbym wstawał w poniedziałek rano i chodził spać w piątek wieczorem. A w weekend mam tyle zapału, żeby wyjść do sklepu, zrobić większe zakupy i odpoczywać:P Jednak w ciągu tygodnia dowiaduję się wielu ciekawych rzeczy. Możecie mi wierzyć czy nie, ale:
  1. Pewien szkot, którego imienia nie będę wymieniał "nie pamiętał" czym różni się czasownik od rzeczownika, bo przecież uczył się o tym 4 lata temu O_o. Napiszę jeszcze, że ma 17 lat;) No ale mimo braku tej wiedzy ma w samochodzie wbudowanego Xboxa 360, odtwarzacz dvd i cztery ekrany lcd;)
  2. Prawie-teść (ojczym dziewczyny) mojego znajomego w pracy nazywa się Robert Ellidge. Jeśli ktoś nie wie kim on jest (ja też nie wiedziałem) to można zobaczyć tu: http://en.wikipedia.org/wiki/Robert_Wyatt . Mi wystarczyło, że grał z Hendrixem i Pink Floyd, nawet pisał dla nich piosenki;)
  3. Każdy student tutaj moża wziąć od rządu (!) kredyt wysokości do 3900 funtów rocznie, a jeśli przez całe studia weźmie mniej niż 15000 funtów, to nie musi tego kredytu spłacać. Biedni szkoccy studenci zostali ograniczeni tak strasznie niskim progiem 14 lat temu, kiedy to rząd zorientował się, że rozdawanie pieniędzy nie jest im na rękę. Wcześniej bowiem od rządu dostawało się po prostu darowiznę:P
  4. Ford Transit, którym jeżdżą tzw. joinerzy (wstawiacze okien) pali więcej tygodniowo niż kosztuje bile z Polski do Szkocji.
  5. 6 jajek kosztuje tu 67p, a 10 jajek 57p.
I kto powie, że ten kraj nie jest trochę pokręcony...
Pozdrawiam!
To byłoby na tyle;)

czwartek, 12 lipca 2007

"Charlie i fabryka... okien"

Pewnie kilkoro z Was (nie mam pojęcia ile osób czyta to co tutaj z trudem piszę) widziało film "Charlie i fabryka czekolady". Był tam Charlie i miał fabrykę jak można łatwo wywnioskować z tytułu. Więcej niestety nie wiem, bo ja akurat nie widziałem tego filmu i tylko wnioskuję. Gdybym jednak miał nakręcić podobny film teraz to nie miałbym chyba problemu, tylko miałby inny tytuł - "Charlie i fabryka okien".
Jak się okazało okien w cale nie składam. Składa je Dżejk, czyli po prostu Jacek, chłopak, który też jest z Polski. Pracuję w magazynie. Szefem całego magazynu i jest Charlie. Charlie to starszy poczciwy człowiek koło 60-tki, który przebiega dziennie w magazynie z 50 km przechodząc na raz, a przy tym jest cholernym pedantem i każe nam na przykład przesuwać wszystkie wózki o 20 cm w prawo, żeby stały bardziej ściśle. Może dzięki temu w magazynie panuje jeszcze jaki-taki porządek, ale trzeba przyznać, że bywa to męczące. Charlie poza tym mimo swojego wieku i malutkiej postury jest dwa razy silniejszy ode nas obu razem wziętych. Pewnego pięknego rau pokazywał nam jak nosić belki do magazynu. Każda belka miała ok. 6-7 metrów długości i w cale nie była lekka. Charlie wziął dwie i kazał nam zrobić to samo. Dwie wziąłem tylko raz... dobrze, że to przeżyłem;)
Koniec końców okazało się, że nie składam okien tylko zamiatam parkingi i wnoszę towar do magazynu. Czasem pojadę na jakąś wycieczkę, jeśli trzeba zawieźć towar do jakiegoś klienta. Wtedy można nawet przysnąć w samochodzie, bo pan Ian jakoś nie ma ochoty się do nas odzywać, więc spanie wychodzi nam perfekcyjnie.
Koniec na dziś... Powiem jeszcze tylko, że ulubione słówko Charliego to "across". Żegnam się więc jakby to powiedział Charlie:
Idę teraz across umyć zęby i across do łóżka, a jutro znów across do pracy i może znów coś across napiszę.
A jak nie jutro to innym razem.

czwartek, 5 lipca 2007

first job

No i stało się;) Po dwóch dniach poszukiwań los się do nas uśmiechnął. Przez pierwsze dwa dni wszyscy Szkoci śmiali si prawie z nas, że szukamy teraz pracy:P Przyjechało tu tyle polaków, że jest ich więcej niż Szkotów, każdy chce mieć pracę. Do każdego sklepu napływa pewnie ze 100 podań dziennie, więc zamiast je w ogóle rozpatrywać to pewnie sprzedają na makulaturze:P
Dziś poszliśmy po rozum do głowy i poszliśmy do fabryk, bo w końcu to miasto przemysłowe. W pierwszej cały urąbany robol powiedział nam łamaną angielszczyzną, że potrzebują tylko wykwalifikowanych pracowników i że mu przykro. O dziwo w drugiej firmie nas przyjęli w 10 minut:P No i będę składał okna:D Na razie praca próbna, potem jeśli wszystko pójdzie ok, to na stałe. Kończę już, bo jeszcze trochę do zrobienia mam...
Zatem pozdrowienia od okno-roba:P
Mateusz

poniedziałek, 2 lipca 2007

Dzień Pierwszy

Jestem strasznie zmęczony. Po ponad dwunastogodzinnej podróży wylądowaliśmy w Aberdeen. jest juz właściwie noc, a ja nadal na nogach od 3 w nocy. Jazdę z Łodzi do Aberdeen można porównać spokojnie do przeprawy Kolumba przez Atlantyk:| Najpierw autokarem na Okęcie, potem fru, samolotem do Edynburga (na lotnisku oczywiście musieliśmy spotkać Araba w turbanie, żeby nam się przyjemnie zrobiło, bo Arabowie zwykle wzniecają we mnie bardzo pozytywne uczucia). Nikt w główne wejście lotniska nie wjechał, ale może dlatego, że cały port było otoczony policjantami z karabinami;) Z lotniska trzeba przejechać autobusem do dworca autobusowego, a właściwie w jego okolice, bo potem czekała nas jeszcze przeprawa przez kilka uliczek Edynburga z naszymi malutkimi 20-kilowymi torbami na kółkach. Na dworcu czekanie ponad godzinę na autobus, który oczywiście nie dowiózł nas jeszcze do Aberdeen tylko do Dundee, gdzie musieliśmy znów się przesiąść na autobus. Tym razem na szczęście już do Aberdeen. Położenie dworca w Aberdeen uniemożliwia nieco dostanie się z Niego do naszego lokum pieszo, więc wzięliśmy taxi. tym sposobem po trzynastu godzinach dotarliśmy do domu.
Mimo to nadal żyję. I napiszę jeszcze kolejne posty;) Może jeszcze nie znad oceanu, ale przynajmniej znad innego morza niż mamy w Polsce, bo Północnego.

Po Szkocku powiem "Cheers".