poniedziałek, 1 października 2007

Double Trip to Porto

Piątek minął nic nie robiąc, wieczorem obejrzeliśmy film, który skończył się happy endem, mimo, że główny bohater został postrzelony chyba ze trzy razy podczas trwania filmu. Następnego dnia wycieczka do Porto.

Sobota, 7.30. Dużo erazmusów spotyka się pod rektoratem i czeka na autobus. Nawet na dwa. Po jakimś czasie spędzonym na zbieraniu pieniędzy odjechaliśmy. Tym razem wyjątkowo wszystko na czas. W Porto lądujemy około godziny 9 i spożywamy tam jak zwykle tradycyjne Portugalsko-Francuskie śniadanie. Pastele z szynką, Croissanty i kawę. Po śniadaniu odbywamy krótki spacer wzdłuż oceanu i jedziemy do centrum. W centrum wchodzimy na wieżę która rzekomo ma 225 schodów. W górę naliczyłem 197, w dół 203. Odwiedzamy też znany nam już ryneczek, gdzie można kupić prawie wszystko od sznurówek do żywych kurczaków. Tam odbywa się gra. Każda drużyna ma 20 euro i musi wykonać za te pieniądze pewne określone zadania. Kupić fasolę, jakieś zielsko, bączka, sznurówki itp, itd;)
Niedługo potem poszliśmy do Łodzi. Może nie do tej w Polsce, ale prawie:P Niestety pogoda się mocno zepsuła, zaczęło padać i zrobiło się chłodno, ale nie popsuło nam to zabawy na łodzi. Obejrzeliśmy z innej perspektywy brzegi Douro i mosty od spodu i wylądowaliśmy na drugim brzegu, żeby pójść do winiarni Calem. To był pierwszy raz jak byłem w winiarni, ale właśnie tak sobie to wyobrażałem;) Dużo beczek z winem i butelki w szafach. Pani prowadząca miała bardzo śmieszny akcent, dlatego prawie nikt nic nie pamięta z jej przemówienia:P
Po testowaniu Porto (białe lepsze moim zdaniem) poszliśmy do Katedry Porto. Katedra jak katedra. Wróciliśmy;)
No i znowu zebrało się na padanie. Wśród deszczu dotarliśmy do Stadionu FC Porto, gdzie miały odbyć się derby Porto (FC Porto-Boa Vista). Jak dowiedzieli się o tym fani piłki nożnej postanowili zostać na meczu:P Do Aveiro wracał do połowy pusty autobus. Przez ulewy dojechaliśmy do Aveiro.

W Aveiro długo nie posiedziałem. Na schodach akademika spotkałem Marię i Anię męczących się z walizką ważącą przynajmniej 30 kilo. Postanowiłem im pomóc i zaniosłem walizkę do samochodu. Otrzymałem też propozycję nie do odrzucenia pojechania z wyżej wymienioną walizką do... Porto. Nie odrzuciłem propozycji;) Musiałem tylko wrzucić coś na ruszt, bo byłem na prawdę głodny po wycieczce. Do Porto dojechaliśmy drugi raz około godziny 23. Trochę czasu spędziliśmy w domy znajomych Ani, potem razem z Nimi poszliśmy do miasta na jakąś imprezę tylko dla Erazmusów. Nie było jakoś specjalnie super, więc przenieśliśmy się do dziwnego pubu na 4 piętrze kamienicy. Pub zajmuje całe piętro i jest zrobiony normalnie w mieszkaniach, tyle, żewe wszystkie ściany powstawiane są okna, więc widać co się gdzie dzieje. W każdym miejscu inna muzyka i inny wystrój. Długo siedzieliśmy i gadaliśmy. Było na prawdę miło:) Do Aveiro wróciliśmy jakoś w nocy.

Nie pamiętam ile spałem, ale na pewno długo;)
Dziś Maria i Ania pojechały do Hiszpanii. Ania już nie wraca, Maria w lutym. Tak więc między wykładami pomagałem się im pakować do samochodu i żegnałem się. Ogólnie dzień zleciał niesamowicie szybko.
Wykłady po Portugalsku, nic nie rozumiem, ale będę chodził. Może zacznę rozumieć. Na szczęście egzaminy po Angielsku:)
Obiad o 20, teraz siedzę i piszę. Nic specjalnego.

A w tym tygodniu w Aveiro festiwal, pewnie napiszę coś o nim. Tymczasem idę spać, bo jestem na prawdę zmęczony.

2 komentarze:

mamuśka pisze...

Dwa razy dziennie w Porto? Hm... Coś cie tam musiało mocno ciągnąć:))

mamuśka pisze...

Zdjęcia zachwycające!! Beki DUŻE! Ludzie szczęśliwi. Pięknie!